Baraniec

Baraniec

wtorek, 31 maja 2011

piknik majowy w Kluczwodach


nie mogłam sobie odmówić... tak ładnie mi pozowała ;-)))
I dla porządku ... kilka specjalnie tematycznie ;-))) wybranych zdjęć z naszego pikniku majowego w Dolinie Kluczwody, zorganizowanego niemalże w przeddzień Dnia Mamy.
Szkoda, że deszcz nam pokrzyżował plany...
Moim wspaniałym, Sympatycznym Koleżankom i Mamuśkom, z najlepszymi życzeniami nie tylko w tym Dniu ;-)))


poniedziałek, 30 maja 2011

Doliną Dłubni...

Miały być Tatry, rodzinne wejście z synem na Ciemniak, jednakże pogoda zwłaszcza o wczesnym poranku pokrzyżowała plany i oto po śniadaniu zdecydowaliśmy się na mały lokalny wyjazd. Cel – Dolina Dłubni i Wąwóz Ostryszni – sympatyczna pętla (połączenie szlaku czarnego z niebieskim) na trasie odległej o jakieś 30km w kierunku północnym od Krakowa.
Punkt startowy to Imbramowice, do których dojechaliśmy drogą przez Skałę. W okolicach kościała św. Piotra i Pawła, będącego jednocześnie obiektem klasztornym sióstr Norbertanek zostawiliśmy samochód i rozpoczęliśmy pieszą wędrówkę.
Początek czarnego szlaku jest dość trudny do zlokalizowania ale intuicyjnie udaje nam się znaleźć właściwą ścieżkę. Szlak biegnie głównie lasem, a po drodze mijamy skupiska skał, stanowiące z wiadomych wspinaczkowych względów przedmiot pożądania dla „mojej połowy”. Taaaki mały rekonesans ;-))). W jednej z grup skalnych rzeczywiście spotykamy kilku „pajęczaków” ale trzeba przyznać, że pod tym względem rejon ten należy jeszcze do cudownie dziewiczych.



Po około 45 minutach docieramy do miejsca, które zapiera dech w piersiach. Ogromna przestrzeń, żywość zieleni i to wszystko w pięknym słońcu. Idziemy spory kawałek wzdłuż lasu, mając przed oczami rozległe panoramy. Uczta dla oka… Ostatni fragment czarnego szlaku to już droga przez las, świergot ptaków i cudowny zapach żywicy.
taki mały "Hobbiton" ;-)))

stary, opuszczony dom, kojarzący nam się ze schroniskiem w Banicy (Beskid Niski) - marzenie

Po około 2 godzinach docieramy do drogi w Glanowie, tej którą dojechaliśmy do Imbramowic. Stąd kawałek trzeba przemaszerować asfaltem aby wbić się w niebieski szlak, biegnący wzdłuż rzeczki Dłubni. Po drodze udaje nam się znaleźć skrót i dzięki temu mijamy kolejne fantastyczne miejsca. Znów kuszą nas wielkie przestrzenie, pełne soczystej zieleni, gdzieniegdzie można trafić na opuszczone, zarośnięte domostwa. Znajdujemy szlak…







Gdyby nie fakt, że wszyscy mamy długie spodnie, bylibyśmy - w co tu nie mówić - boleśnie, piekącej biedzie. Szlak bowiem należy do niezbyt uczęszczanych i wiedzie przez łany... pokrzyw. Przedzieramy się jednak przez ten tor przeszkód, mijając po drodze pojedyncze sterczące skałki, niektóre całkiem pokaźne. Dalej szlak jest zdecydowanie wygodniejszy, kuszą przepiękne widoki. Idziemy cały czas wzdłuż potoku. Gdzieniegdzie pojawiają się jakieś pojedyncze domostwa. Do tej pory pomijając ten krótki asfaltowy odcinek w Glanowie nie spotkaliśmy żywego ducha. Po około 4 godzinach spaceru wyglądamy wieży kościała, obok którego zostawiliśmy samochód. Oznakowanie szlaku na jego końcowym odcinku pozostawia wiele do życzenia i po prostu łatwo go zgubić.










Cała wycieczka idąc wolnym tempem zajmuje ponad cztery smakowite godziny. Dla mnie to niezwykle urozmaicenie, zważywszy na fakt, że większość naszych ostatnich wyjazdów miała raczej charakter górski lub wysokokogórski. Bardzo, bardzo polecam





czwartek, 19 maja 2011

fandango de Huelva

W ramach ćwiczeń doskonalących do planowanego na 4 czerwca występu publicznego, pozwoliłam sobie w trakcie naszej imprezy postmaturalnej na odrobinę szaleństwa i mały pokaz dla koleżanek i kolegow z pracy.
Proszę Państwa - ja i fandango de Huelva ;-))











20 lat minęło...

ech... no i tyle czekania, jedna chwila... i już można uznać 20-lecie matury za przeszłość.
Było jak zwykle bardzo wesoło i energetycznie, choć mało licznie. No cóż - różne okoliczności tzw. nagłe, komunie i jak to zwykle bywa kilometry, sprawiły że bawiliśmy się w nieco szczupłym gronie. Ale za to jak się bawiliśmy ;-)))