Baraniec

Baraniec

niedziela, 26 kwietnia 2015

Zielony Staw Kieżmarski - sezon rozpoczęty!


rodzinnie nad Zielonym Stawem Kieżmarskim
A więc udało się... tegoroczny sezon tatrzański rozpoczęliśmy wyjątkowo wcześnie bo już w kwietniu.
Ze względu na planowany dość krótki szlak, pobudkę robimy tuż po 6 rano, tak aby wyjazd odbył się najpóźniej o 7.30. Dobudza nas ulubiony bulgot parzonej kawy. Tradycyjnie już na drodze do Nowego Targu cieszymy się jak dzieci, zwłaszcza że towarzyszy nam dobra pogoda z doskonałą wręcz przejrzystością powietrza.
Na parkingu w Kieżmarskich Żlebach montujemy się przed 10 i spokojnie, zgodnie z planem wychodzimy na szlak. Niebo jest cudownie błękitne, a przed nami monumentalne sylwetki Łomnicy i Kieżmarskiego. W tle wyłania się dyskretnie Sławkowski Szczyt. Maszerujemy do Doliny Zielonego Stawu niezbyt wymagającym, spokojnie pnącym się do góry żółtym szlakiem.
u góry: widok na Tatry z okna samochodu, wejście na szlak i widok na Kieżamrski i Łomnicę
środek: Biała Woda Kieżmarska
u dołu: pierwsze szczyty ze górnej części szlaku
Po około 20 minutach przejścia szeroką, bitą drogą docieramy do Białej Wody Kieżmarskiej, tworzącej momentami urocze kaskady. Jest cicho i spokojnie,  wzdłuż szlaku towarzyszy nam szum wspomnianego potoku, mijamy zaledwie kilku turystów. 
  
Tuż za mostkiem szlak pokrywa lekko zmrożona warstwa śniegu, miejscami (zwłaszcza nieco wyżej) nawet lekko zalodzona. Po około godzinnym spacerze wyłaniają się pierwsze szczyty.
Im wyżej się wznosimy tym więcej śniegu wokoło, szlak jest jednak dobrze ubity.
amfiteatr nad Zielonym Stawem, Dolina Kieżamrska
widok na grzebień z Jatkami Przednimi i Bujaczym Wierchem i przeciwległe otoczenie Zielonego Stawu
Widok otoczenia Zielonego Stawu, niezwykła przestrzeń jaka nas otacza, jest warta każdego wysiłku. Znów dochodzę do wniosku, że to jedna z piękniejszych dolin w Tatrach, zwłaszcza że nad stawem piętrzą się jedne z najwyższych tatrzańskich szczytów.
Do schroniska docieramy po ponad dwóch godzinach, w czasie porównywalnym z podanym na drogowskazach. Otacza nas zima w najpiękniejszej możliwej odsłonie. Szmaragdowozielona tafla stawu jeszcze zmrożona, nad nią wyrastają stromo Kieżamarski Szczyt, nieśmiało wyłaniająca się Łomnica, Durny Szczyt, Baranie Rogi, Kołowy Szczyt i Jastrzębia Turnia. Za Kozią Turnią, niewidoczny znad stawu Jagnięcy Szczyt, który zdobywaliśmy w 2011 r.
Ponieważ to właśnie Zielony Staw jest celem naszej wycieczki - krótkiej i może nieco mało ambitnej - odpoczywamy delektując się widokiem tego niezwykłego amfiteatru.
szmaragdowozieloną barwę stawu można podziwiać jedynie w nurcie potoku zeń wypływającego, stojąc na małym drewnianym mostku można podziwiać lustrzane odbicia szczytów w tej pięknej zielonej toni
Schodzimy również nad sam brzeg stawu, gdzie ponad dwadzieścia lat temu na stojącym do dziś kamieniu robiłam sobie zdjęcie. Obraz ten pamiętam doskonale, fuksjowy, welurowy dres, długie kręcone, podpięte opaską włosy i uśmiech młodej, dwudziestoletniej dziewczyny w pięknej scenerii słowackich gór.
nad stawem... wspomnienie sesji sprzed lat ;-)

zmieniła się nieco oprawa schroniska o takie oto drobne, zabawne detale ;-)

i duuuużo śniegu - zdjęcie w środkowym rzędzie najlepiej tego dowodzi ;-)
Znad stawu można alternatywnie zejść, goszcząc na chwilę nad Białymi Stawami. Pamiętamy jednak zeszłoroczne problemy ze śniegiem w tamtym rejonie, świadomie więc decydujemy się na zejście tym samym szlakiem.
Dolina Kieżmarska

zabawy w bitwy śnieżne ;-)
i wyrywająca się wiosna


Piękna pogoda towarzyszy nam do końca dnia, a w Białce Tatrzańskiej zatrzymujemy się tradycyjnie u Chramca aby coś jeszcze spałaszować po trudach dnia.

Ech... pięknie znów wrócić w Tatry i doczekać się wprost nie mogę Doliny Cichej i Koprowej planowanej na lipiec.

czwartek, 23 kwietnia 2015

...

choćby nie wiem co - jest WIOSNA!




sobota, 18 kwietnia 2015

Rzymskie wakacje - dzień czwarty


Dziś przynajmniej dla części naszej grupy dzień obcowania z wielką historią, jako że w planach zwiedzanie Koloseum i Forum Romanum. Dziś również wybieramy się na umówioną i zarezerwowaną kolację, która dla jednej z nas będzie nagrodą za wygranie konkursu.
Zanim jednak rozpoczniemy zwiedzanie kluczowych punktów naszego programu jedziemy w okolice Placu Weneckiego do Bazyliki św. Piotra w Okowach, którego nazwa pochodzi od łańcuchów, skuwających św. Piotra w czasie pobytu w więzieniu. 
Historia Bazyliki sięga aż V wieku i od tego czasu kościół był wielokrotnie przebudowywany. Duża, pusta przestrzeń wnętrza jest podzielona kolumnadami na trzy nawy. Zaraz po wejściu do środka zwraca uwagę stojący w głębi ołtarz główny, pod którym znajduje się wspomniana relikwia. Ponoć związana jest z nim legenda mówiąca o tym, że leżące obok siebie dwa łańcuchy złączyły się w jeden. Miejscu temu przypisuje się również przedziwną moc, która miałaby leczyć ludzi opętanych.
Bazylika niewątpliwie ściąga turystów również z innego powodu. To tutaj na końcu prawego transeptu znajduje się nieukończony grobowiec papieża Juliusza II, który zdobi gigantyczny (ok. 4m) posąg Mojżesza, wykonany przez Michała Anioła. Rzeczywiście dzieło to,  wyobrażające Proroka powracającego z Góry Synaj, trzymającego w rękach tablice praw,  wywiera potężne wrażenie. Ponoć kolano Mojżesza uszkodził sam mistrz, rzucając w rzeźbę dłutem. Część z nas zwraca uwagę na jeszcze inny detal, a mianowicie na wiszące w oknach firany. Niespotykany to widok w tak starych kościołach.
Bazylika św. Piotra w Okowach
posag Mojżesza wykonany przez Michałą Anioła, relikwie - łańcuchy, którymi skuty był św. Piotr 
dziedziniec przy Bazylice św. Piotra w Okowach
na placu przed Koloseum
Z placu przed kościołem skręcamy w lewo aby podejść jeszcze na dziedziniec z uroczą fontanną i studnią. W chwilę potem zatrzymujemy się w maleńkiej kafejce. Przy okazji tuż obok robimy sobie pamiątkowe zdjęcie z pełniącymi konną służbę Carabinieri. 
Przed nami jednak główna atrakcja dzisiejszego dnia. Ponieważ większość z nas miała okazję zwiedzać już zarówno Koloseum jak i Forum Romanum ta grupa udaje się w inne miejsce – my zaś w trzyosobowym składzie podążamy w stronę kasy. Przez lekkie nieporozumienie tracimy przynajmniej 20 minut, stojąc nie w tej kolejce co trzeba. Nie było by to pewnie wielkim problemem gdyby nie przenikliwy chłód. Z przykładnej kolejki, rozpoczynającej się przed wejściem do Koloseum w momencie wejścia do wewnątrz tworzy się się totalny bezład.  Pomiędzy wolnymi przestrzeniami  w korytarzu wiatr hula potęgując uczucie zimna. Właściwie do kasy docieramy już totalnie wyziębione i lekko zniecierpliwione. Ponieważ istnieje możliwość zakupu jednego bilety na dwa obiekty, czyli również na Forum Romanum, z przyjemnością korzystamy z takiej opcji. Muszę przyznać, że przemieszczanie się korytarzami Koloseum robi niezwykłe wrażenie. Już na początku czeka nas nieco mozolna wspinaczka po bardzo wysokich stopniach na drugi poziom, skąd od razu zachwyca obłędny widok na amfiteatr. Pogoda jest piękna, wygrzewamy się więc w promieniach słońca po ponad godzinnym staniu w kolejce w zimnym przeciągu. 
Koloseum
Koloseum wznosi się w miejscu gdzie spotykają się trzy wzgórza rzymskie: Palatyn, Celius i Oppius. Jego budowę rozpoczęto w latach 70 –tych n.e. i trwała ona zaledwie 10 lat. W elewacji wyraźnie można rozróżnić cztery kondygnacje, trzy utworzone przez arkady rozdzielone kolumnami w stylu doryckim, jońskim i korynckim, czwarta ma bardziej masywną konstrukcję w formie muru z małymi oknami.
Amfiteatr mógł pomieścić aż 50 tys. widzów i co jest bardziej interesujące był w razie potrzeby przykrywany olbrzymią płachtą z płótna żaglowego, które rozciągano aby chronić ludzi przed słońcem lub deszczem. Tu odbywały się najważniejsze widowiska starożytne, walki gladiatorów, czy ludzi ze zwierzętami. Tu również aby urozmaicić repertuar budowano specjalne pagórki z zaroślami, imitując naturalne warunki do polowania. Na tym jednak możliwości techniczne się nie kończyły. Arenę za pomocą specjalnych urządzeń zalewano wodą i staczano bitwy morskie.  
Pierwotna nazwa amfiteatru to Amfiteatr Flawiusza, z tej bowiem rodziny wywodził się pomysłodawca budowy – cesarz Wespazjan. Aż trudno uwierzyć, że przez wiele wieków to wspaniałe miejsce służyło jako kamieniołom marmuru i trawertynu. Dopiero w XIV w. papież Benedykt XIV uznał to miejsce za święte, co zakończyło tę haniebną działalność.
 


Z murów Koloseum oko niejednokrotnie spoczywa na nieodległym Forum Romanum, do którego udajemy się mimo późnej pory. Po drodze mijamy monumentalny Łuk Konstantyna, wzniesiony jako ostatni łuk tryumfalny na życzenie Senatu i ludu rzymskiego.
Jeszcze kilkanaście minut stania w wężyku i wchodzimy na najważniejsze miejsce dla starożytnych Rzymian, miejsce gdzie odbywały się publiczne spotkania, gdzie wymierzano sprawiedliwość, gdzie działała socjeta miasta. Było to jednym słowem centrum życia politycznego i społecznego. Trudno uwierzyć, że obszar ten miał charakter podmokły, wręcz bagienny. W miarę jak osuszano ten teren i rozpoczęto jego zabudowę, zmieniał się jego wizerunek. 
My kierujemy się niespiesznie spod Łuku Tytusa w stronę Świątyni Romulusa i Świątyni Wenery, dochodząc do placyku przy Świątyni Antonina i Faustyna. W Świątyni Romulusa spędzamy chwilę, podziwiając starożytne malowidła. Ponieważ jest dość późno z żalem odpuszczamy przejście Świętą Drogą (Via Sacra) czy przejście pod Łuk Septymiusza Sewera. Nie zwiedzamy również fragmentów pozostałych świątyń. Wracamy mijając po prawej stronie  Świątynię Westy i Kastora i Pollukusa aby wejść na Wzgórze Palatynu. Owiewa na lekki, nieco cieplejszy już wiatr. Sycimy oczy wspaniałymi widokami tych reliktów przeszłości. Nie wiedzieć kiedy jesteśmy na szczycie wzgórza, skąd roztacza się zachwycająca panorama. Niezwykłe to miejsce. Wokół pachnie już wiosną, jest zielono, gdzieniegdzie wzrok skupiają drzewa pomarańczowe z dojrzałymi owocami. Tuż obok śliczna, maleńka fontanna, jakby zapomniana, ale chyba dzięki temu doskonale wpasowująca się w klimat tego miejsca. 
w drodze na Forum Ronamum - obok Koloseum Łuk Konstantyna, przy wejściu na Forum Romanum Łuk Tytusa 

w górnym rzędzie: widok na Forum Romanum spod Łuku Tytusa,  w środkowym: przejście wzdłuż Bazyliki Maksencjusza i widok na palatyn, na dole: Świątynie Romulusa i Antonina i Faustyna obok rzut na zwieńczenie kolumny Świątyni Antonina i Faustyna

 w górnym rzędzie: pozostałości malowideł w  Świątyni Romulusa i widok na Forum Romanum,  w środkowym:  Świątynia Romulusa i stojąca za nią Bazylika Maksencjusza, nieco dalej Świątynia Antonina i Faustyna, obok oraz po lewej na dole: wnętrze Świątyni Romulusa, na dole po prawej: wejście do Świątyni Antonina i Faustyna 
w górnym rzędzie: po lewej Łuk Septymiusza Sewera, po prawej otoczenie Świątyni Westy, w środkowym: widok na Forum Romanum spod Świątyni Westy, na dole po prawe i w środku pod Bazyliką Emilii oraz po prawej widok spod Palatynu na dominującą Bazylikę Maksencjusza
Świątynia Antonina i Faustyna
Wzgórze Palatyn

kierujemy się do wyjścia, jak się jednak okaże zwiedzamy dalszą część Wzgórza Palatynu
Niestety trzeba przyznać, że Forum Romanum nie należy do najlepiej oznakowanych miejsc i chcąc wrócić do wyjścia oczywiście nieco błądzimy. Dzięki temu jednak mamy jeszcze okazję zobaczyć inną część wzgórza.
Tu mała refleksja.
Myślę sobie, że jak tylko będę miała jeszcze okazję pojechać kiedyś do Rzymu, miejsce to zwiedzę na pewno. Warto tu jednak przybyć na dłużej niż dwie trzy godziny, zabrać ze sobą mały prowiant i w chwilach odpoczynku wyobrażać sobie jak miejsce to tętniło życiem i przede wszystkim jaka była skala tych budowli. Jak na tamte czasy było to coś nadzwyczaj imponującego. 
wciąż jeszcze na Wzgórzu Palatynu
Z naszymi drogimi koleżankami łączymy się około 16 i spod Koloseum ulicą Via dei Fori Imperiali wędrujemy dalej obcując z historią. Po prawej stronie mijamy Forum Augusta i Forum Trajana, które w blasku popołudniowego słońca wyglądają naprawdę imponująco.
Ulicą Via dei Fori Imperiali wędrujemy mijając Forum Augusta i Forum Trajana, 

Forum Trajana

Forum Trajana
Idąc pod Pomnikiem Ojczyzny – monumentalnym gmachem, zaglądamy na plac pod Bazyliką Matki Bożej Ołtarza Niebiańskiego, skąd następnie wąskimi uliczkami zmierzamy w stronę Piazza Mattei, gdzie znajduje się niewielka ale jedna z piękniejszych rzymskich fontann – Fontanna Żółwi.

Z miejscem tym związana jest legenda miejska. Książę Muzio Mattei przegrał ze swoim przyszłym teściem cały swój dobytek w karty. Aby odzyskać autorytet i szacunek rodziny przyszłej panny młodej, założył się, że zbuduje na placu przed domem fontannę…. w jedną noc. Następnego ranka do uszu wszystkich mieszkańców kamienicy dobiegł szum wody. Zadowolony Mattei pokazał ojcu swej narzeczonej ukończoną fontannę. Tym samym otrzymał zezwolenie na ślub i odzyskał przegrane pieniądze. Chcąc upamiętnić to zdarzenie kazał w swoim mieszkaniu przekuć okno, z którego można podziwiać w całości dzieło włoskich mistrzów. 

na podstawie http://rzym.pl/fontana-delle-tartarughe.html

Nieco zmęczone i lekko wyziębione znów zatrzymujemy się przy kawie – tym razem z "wkładką" w postaci koniaku. 
Bazylika Matki Bożej Ołtarza Niebiańskiego, w środku Plac Wenecki
przy kawie z wkładką w pobliżu  Fontanny Żółwi
W dobrych nastrojach rozpoczynamy dalszą wędrówkę, przemieszczając się w stronę Zatybrza. Mijając po drodze niezwykle okazały budynek Synagogi, docieramy do Tybru i wzdłuż mostu Ponte Palatino wchodzimy w urocze zakątki Zatybrza, starej, nieco odrapanej i trochę zakurzonej dzielnicy, przypominającej nasz krakowski Kazimierz.
Zatybrze
Pierwszym napotkanym niezwykłym miejscem w sercu Trastevere jest niewątpliwie maleńki kościółek San Benedetto in Piscinula z oszałamiającymi mozaikami w stylu arte cosmatesca. Nie mogłam się oprzeć i niejednokrotnie wydotykałam fakturę tych starych kamiennych układanek, nietkniętych od prawie tysiąca lat. 
Kościół stoi w miejscu gdzie kiedyś stał Domus Aniciorum, wspaniała willa patrycjuszowskiej rodziny Anicia, z której wywodził się Benedykt.  Jego cela została zachowana nienaruszona do dnia dzisiejszego.  Chociaż kaplica, w której znajduje się cela św. Benedykta pochodzi z XIII wieku, to data powstania samego  kościoła gubi się w mroku dziejów. Zakłada się, że kościół został wybudowany w X wieku.  
Przydomek “in Piscinula” według niektórych historyków odnosi się do sąsiadujących z kościołem kąpielisk i łaźni termalnych.
Kościół św. Benedykta zwieńcza urokliwa, najmniejsza na świecie dzwonnica w stylu romańskim a jej skarbem jest najstarszy w Rzymie dzwon, odlany w 1069 roku.
San Benedetto in Piscinula
Przemieszczając się w głąb dzielnicy zaglądamy do kolejnego kościoła – Kościoła św. Cecylii in Trastevere z bogactwem najbrzydszych chyba aniołków jakie dane mi było widzieć w życiu. Stanowią one ozdobę sklepień obu naw. Kościołowi patronuje najbardziej popularna rzymska arystokratka i święta -męczennica, która zginęła podczas prześladowań Marka Aureliusza. Zanim oprawcy odrąbali jej głowę, próbowali ugotować ją żywcem w jej własnej łaźni. To w miejscu jej domu w III wieku stanęła chrześcijańska świątynia, a w podziemiach kościoła zwiedzać można rzeczywiście pozostałości rzymskiej willi. 
W kościele podziwiamy niezwykłą apsydalną mozaikę z czasów papieża Paschalisa I, prezentującą papieża w towarzystwie św. Cecylii, która prezentuje go Chrystusowi.
Kościół św. Cecylii in Trastevere
Zatybrze

Wąskimi, krętymi uliczkami, trochę „w ciemno” zagłębiamy się dalej aby znów znaleźć się w świątyni - tym razem pod wezwaniem św. Marii na Zatybrzu.
Gdy wychodzimy na placyk Piazza di Santa Maria przed bazyliką towarzyszy nam feria kolorów, mieniących się świateł i muzyka... 
Bazylika Santa Maria in Trastevere jest zbudowana w miejscu, gdzie miało wytrysnąć źródło oliwy w chwili narodzin Jezusa i uznaje się ją za najstarszą chrześcijańską świątynię w Rzymie, którą ufundował papież Kalikst I. Tu właśnie modlili się pierwsi wyznawcy nowej religii. Obecna forma świątyni to wynik przebudowy jakiej dokonano w XIIw. z wykorzystaniem antycznych kolumn i detali.
Wnętrze kościoła można określić jednym słowem - przepych. Niezwykłe wrażenie sprawia złocony kasetonowy strop, przepiękna dekoracja apsydy, z wizerunkami Chrystusa i Marii oraz papieży ze św. Piotrem na czele. Tu również znajdują się wyjątkowe, XIII-wieczne mozaiki Pietro Cavalliniego poświęcone życiu Maryi Dziewicy oraz ośmiokątny malunek na suficie z 1617 roku, zatytułowany "Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny", autorstwa samego Domenichina - wybitnego włoskiego malarza barokowego.
Fasadę, poprzedzoną barokowym przedsionkiem, zdobi mozaika z XII w. W tych właśnie przedsionkach mamy okazję podziwiać fragmenty marmurowych tablic z wyrytymi symbolami chrześcijańskimi. 
Bazylika św. Marii na Zatybrzu
wewnątrz podziwiamy przepiękne mozaiki w stylu arte cosmatesca, w narteksie natomiast widnieją fragmenty  marmurowych tablic z wyrytymi symbolami chrześcijańskimi
Zanim dotrzemy na kolację czas wypełniamy w małej knajpce na placu  Piazza di Santa Maria ,rozgrzewając się grzanym winem. Stąd już całkiem niedaleko do trattorii  La Fraschetta, gdzie mamy zarezerwowany stolik. O tym jak ważne to w sobotni wieczór przekonujemy się już w pół godziny później. Sale szybko zapełniają się ludźmi, a w godzinę później w korytarzach tłoczą się już kolejne grupy osób, czekających na wolny stolik. To co urzeka w restauracji to jej niezwykle swojski klimat, jaki tworzą nie tylko kraciaste obrusy na stołach, stare wiszące naczynia czy wiązki czosnku i papryki ale przede wszystkim kelnerzy. Są dowcipnie zaczepni a Anita staję się wręcz ulubienicą jednego z nich. O walorach kuchni trudno się rozpisywać. Każda zamawia dla siebie coś innego, ja spaghetti frutti di mare. Wszystko jest niezwykle apetyczne i smaczne. Na koniec prosimy jeszcze o marynowane karczochy. Rewelacja!
przed kolacją grzane wino ;-)
niezapomniana kolacja w trattorii La Fraschetta
Pominik Ojczyzny w nocnej odsłonie

Wracamy znów mijając Plac Wenecki z bogato oświatlonym Pomnikiem Ojczyzny. Stąd "łapiemy" autobus i z przesiadką wracamy do domu. 

foto: moje i Małgosi Matyjaszczyk (dziękuję)


niedziela, 12 kwietnia 2015

Rzymskie wakacje - dzień trzeci

Wreszcie budzi nas słoneczny poranek. Przez okno wyziera bezchmurne niebo w soczystym błękicie, zimno jednak potwornie, do tego lodowaty wręcz wiatr.
Uniesione zmianą pogody i planami na ten dzień, wypijamy
w pobliskiej kawiarence życiodajną kawę i biegniemy na stację, gdzie w oczekiwaniu na pociąg łapiemy chciwie promienie słońca. Dzisiejsze zwiedzanie skupiać się będzie głównie wokół Bazyliki św. Pawła za Murami i odległej o prawie 30 km Ostii. Zanim tam jednak dotrzemy jedziemy na Piazzale Ostienze, pod słynny w Rzymie grobowiec - Piramidę Cestiusza, trybuna ludowego i pretora, wzniesioną w zaledwie 330 dni w I w. p.n.e.  
wietrzny poranek, śniadanie na stojąco, przejazd pod piramidę Cestiusza, w oczekiwaniu na przejazd do stacji przy Bazylice św. Pawła za Murami
Stąd już całkiem niedaleko do zjawiskowej wręcz Bazyliki św. Pawła za Murami, szczycącej się statusem eksterytorialnym – Bazylika w całości należy do Watykanu.
Zanim wejdziemy do środka tej ogromnej, majestatycznej budowli, stajem
y w "wianuszku" przed dziedzińcem aby posłuchać co opowie nam na temat Bazyliki Beata w ramach naszego konkursu.
Świątynia została wybudowana w IV w., w miejscu gdzie został pochowany św. Paweł, czyli około 2 km za murami Aureliana, otaczającymi Rzym - stąd wzięła się jej nazwa. Każdy kolejny urzędujący papież miał pewien wkład w rozwój i upiększanie Bazyliki. Kościół ma układ pięcionawowy, z fasadą wychodzącą na dziedziniec otoczony granitową kolumnadą, na środku którego czuwa wyniesiona postać św. Pawła z mieczem.
Wejście do Bazyliki poprzedza narteks (nowe słowo, którego się przy okazji nauczyłam), nad którym dominuje przepiękna złota mozaika.
Zanim zetkniemy się z absolutnym pięknem świątyni warto zatrzymać się na chwilę przed wejściem z Świętą Bramą.
Nie da się opowiedzieć wrażeń z wnętrza kościoła. Przede wszystkim mamy niepowtarzalną okazję obcować z niemalże pustym wnętrzem, co przy skali świątyni robi piorunujące wrażenie. Na pierwszy rzut oka uderza niezwykła skromność Bazyliki, w miarę jednak jak przemieszczamy się ku ołtarzowi, zwracają uwagę wyrafinowane detale. Mnie osobiście urzeka światło, które ślizga się po kolumnach, tworząc na posadzce u ich nasady interesujące smugi.
Nawę główną zamyka łuk, zdobiony oryginalną mozaiką z V wieku, pod którym znajduje się grób św. Pawła, przykryty gotyckim baldachimem wykonanym w 1285 r. Warto wspomnieć, że Bazylika została doszczętnie zniszczona przez pożar jaki wybuchł na skutek prac dekarskich prowadzonych w 1823 r. Ocalało zaledwie kilka elementów, w tym mozaika o której wspominałam powyżej, cyborium, część prawej nawy bocznej a także dziedziniec klasztorny. Aż trudno uwierzyć, że odbudowa świątyni trwała zaledwie 31 lat.
Mozaiką ozdobiona jest również apsyda, nawiązując do stylu bizantyjskiego, z postaciami Chrystusa otoczonego świętymi: Piotrem, Andrzejem, Pawłem i Łukaszem.
Na ścianach naw po prawej stronie zwraca również uwagę ułożony w długi pas zbiór medalionów z wizerunkami kolejnych papieży - od św. Piotra aż do Franciszka. Ponoć związana jest z tym legenda, która głosi, że jeżeli wszystkie wolne miejsca zostaną wypełnione medalionami z wizerunkami kolejnych papieży, nastąpi koniec świata.
Bazylika św. Pawła za Murami - zadanie konkursowe Beaty ;-)

 Bazylika św. Pawła za Murami z granitową kolumnadą, posąg św. Pawła z mieczem , fasada ozdobiona złotą mozaiką, fragmenty drzwi wejściowych

wnętrze Bazyliki św. Pawła za Murami  

Grób św. Pawła w Bazylice  

Bazylika św. Pawła za Murami
My podążamy w kierunku największej atrakcji, którą skrywa ten zakątek, a mianowicie na dziedziniec przyległego do kościoła opactwa, z najpiękniejszymi chyba krużgankami jakie widziałam do tej pory w swoim życiu. Krużganki to dzieło kamieniarzy Szkoły Kosmatich  z XIII w., z niezwykłymi, delikatnymi kolumienkami, zdobionymi kolorowa mozaiką. Kolumny są w wielu miejscach poskręcane, co dodaje im jeszcze więcej filigranowości.
Tu spędzamy chwilę, zwłaszcza że w miejscu tym, osłoniętym od wiatru jest całkiem ciepło. Tu też układamy się przy fontannie do zbiorowego zdjęcia. 
Dziedziniec klasztorny otoczony krużgankami z XIII w., dzieło kamieniarzy szkoły Cosmatich (arte cosmatesca).

arte cosmatesca w niezwykle wyrafinowanej formie delikatnych kolumn

ukladamy się do zbiorowego zdjęcia na dziedzińcu klasztornym
subtelne krużganki kontra majestatyczna kolumnada bazyliki
Z żalem opuszczamy ten cudowny Przybytek, coś jednak podpowiada, że należy koniecznie udać się w poszukiwaniu miejsca ze strawą. Zatrzymujemy się w barze z pizzą i innymi włoskimi specjałami, zjadanymi na szybko i obowiązkowo w pozycji na stojąco, doświadczając typowo włoskiego klimatu w porze lunchu. Jest tu niezwykle gwarno, na pierwszy rzut oka nie wiadomo o co chodzi i jaka kolejność obowiązuje w oczekiwaniu na zamówienie. Okazuje się, że system numerków pobieranych przy wejściu jest we Włoszech coraz bardziej powszechny i spotkamy się z nim jeszcze nie raz, nawet w oczekiwaniu do stoiska z wędlinami w supermarkecie.
W zdecydowanie dobrych nastrojach kierujemy się do stacji kolejki podmiejskiej, skąd odjeżdżamy do Ostii, miejsca które odkryje przed nami
Kinga w kolejnej konkursowej odsłonie.
To niezwykłe, bo zaledwie 30 km od wielkiej metropolii można znaleźć się w innym, równie imponującym miejscu. To tu Rzymianie spędzają wolny czas, wolne popołudnia, weekendy. Nas jednak Ostia interesuje przede wszystkim za sprawą starożytnych ruin, pozostałości po wzniesionym
około 620 r. p.n.e. u ujścia Tybru do morza Tyreńskiego  mieście portowym.
Trudno w szczegółach rozpisywać się na temat atrakcji jakie mijamy. Zwiedzamy domy mieszkalne, 
termy Neptuna, kompleks łaźni "cesarskich", portyki, forum czy bazylikę, nie mówiąc o amfiteatrze z 12 w. p.n.e. gdzie tańczymy sevillanas. Mijając niewielkie muzeum oglądamy fragmenty sarkofagów,  malowideł. 
Ostia - lekcja prowadzona przez Kingę

amfiteatr w Ostii...


najlepiej tańczy się na ... scenie ;-)
w drodze do stacji 
Niestety nie uwzględniłyśmy, że poza sezonem starożytna Ostia odpoczywa i jest zamykana już o 17. Popędzane więc głośnymi świstami gwizdków strażników z żalem opuszczamy to miejsce.
A przed nami kolejna atrakcja, bez której pobyt we Włoszech można uznać za niekompletny ;-)
Jedziemy na odległą o zaledwie 3 km plażę, gdzie spędzamy miło czas w blasku romantycznie zachodzącego słońca. Tu znów (jak rok wcześniej) robimy małą sesję zdjęciową z "teletubisiowym" wątkiem w roli głównej.
Mimo zimna nie odpuszczamy i udajemy się również na włoskie lody.
morze ;-)))
kawa i lody nad morzem ;-)
Jeszcze tylko drobne zakupy i wracamy na domową kolację do naszego mieszkanka w Rzymie, mieszkanka które na godzinę zmieni się w Krainę Czarów z Alicją w roli głównej ;-)



foto: moje i Małgosi Matyjaszczyk (dziękuję)