Baraniec

Baraniec

niedziela, 3 września 2017

Rumunia 2017 - dzień IX

Poranek wita nas tak jak przewidywały prognozy, ochłodziło się i pada… 
Kawa, śniadanie i pakowanie się. Raz jeszcze przejeżdżamy przez, puste niemalże, centrum miasta. 
Spodziewamy się, że tym razem, w okolicach Siedmiu Źródeł, w taką pogodę, nie zmierzymy się z utrudnieniami na drodze, jak poprzednio. Tym większe więc zaskoczenie wywołują rzędy samochodów i już spacerujący jezdnią pierwsi amatorzy kąpieli. To nic, że pada i jest rześko. 
Niektórzy jeszcze śpią, o czym świadczą zaklejone kartonami szyby samochodów - taka osobliwa forma zasłonek ;-).

Góry zakrywa welon chmur, gdzieniegdzie odsłaniają się fragmenty stoków, czy nawet szczytów. Cała dolina tonie w ponurych szarościach...

Dość szybko pokonujemy odcinek około 30 km, zatrzymując się w kilku miejscach, aby spojrzeć na zmieniające się otoczenie, płynącej wzdłuż drogi Cerny. Przed samym rozstajem, przynajmniej kilkadziesiąt metrów poniżej drogi, rzeka wcina się głęboko w dolinę, przebijając się wzdłuż ciasnej gardzieli skał. Jadąc dalej na wprost (wyboistą szutrówką), można dojechać do miejscowości Cerna Sat, tuż obok której rozpoczyna się, niezwykły ponoć, wąwóz Corcoia. My natomiast skręcamy w prawo i główną drogą jedziemy w stronę Targu Jiu. 
Trasa gęstymi serpentynami pnie się przynajmniej kilkaset metrów w górę. Góry Mehedinti objawiają nam swoje magiczne oblicze. Wciąż pada deszcz, choć według prognoz już miały pojawić się pierwsze promienie słońca. 
Dolina Cerny
Dopiero w okolicach Baia de Arama, przed samym zjazdem do naszego pierwszego punktu postojowego, jak za dotknięciem magicznej różdżki, przestaje padać i zaczyna się przejaśniać. Wjeżdżamy do małej wioski Ponoarele, słynącej z ciekawych formacji skalnych o charakterze krasowym.
Tuż obok miejscowej knajpy, gdzie zatrzymujemy samochód, znajduje się główna ciekawostka tej miejscowości, a mianowicie Skalny Most (Podul lui Dumnezeu), zwany też bożym. Choć spadło już z niego sporo samochodów to jednak wszyscy z wypadków wyszli cało. Most często ulega uszkodzeniu i poddawany jest licznym remontom. 
To jednak nie koniec atrakcji, bo naprzeciwko można z kolei podziwiać imponującą jaskinię Podului (Peştera Ponoarele).
Skalny Most i jaskinia w Ponoarele 
Wystarczy podejść kilkaset metrów w górę, aby po drugiej stronie wzgórza, znaleźć skalne pole, utworzone przez wapienne skałki, na powierzchni których można obserwować ciekawe skutki erozji, w postaci falujących rowków, wgłębień. Pole urywa się nagle, a w dole rozciąga się okresowe jeziorko Zaton (Lacul Zaton) – niestety o tej porze całkowicie wyschnięte. Na jego dnie znajduje się ponor, czyli miejsce, gdzie płynący potok zanika, wpływając pod ziemię. Jeziorko tworzy się tylko wtedy kiedy możliwości odprowadzania wody są ograniczone, czyli np. po obfitych opadach, czy śnieżnej zimie. Nie ma jednak tego złego… dzięki temu, że nie ma wody, można podziwiać niezwykle malowniczą formę dna. 
Kręcimy się jeszcze przez chwilę w okolicy i wracamy do samochodu. Z grzbietu wzgórza, pod którym powstała jaskinia Podului, rozciąga się fenomentalny widok na wieś, z urzekającą cerkiewką.
Rowki krasowe - Ponoarele

Lacul Zaton - jezioro widmo ;-) - Ponoarele 
Jedziemy dalej, aby na kilkanaście kilometrów przed Targu Jiu skręcić w lewo, kierując się na Rachiti i Runcu, do wąwozu Sohodolului (Cheile Sohodolului).
W tej okolicy można obserwować zupełnie inną, charakterystyczną dla tego regionu zabudowę. Podczas gdy nad Dunajem dominują wsie, z szeregowo wciśniętymi, jeden obok drugiego, domami – każdy z szeroką, często zdobioną bramą, tu większość stanowią ogrodzone murkiem, wolno stojące budynki - najczęściej z gankiem. Przed wieloma z nich, tuż przy drodze, stoją studnie. Trzeba przyznać, że sprawiają wrażenie bardzo zadbanych, zwłaszcza, że wokół każdego są ogródki pełne zieleni i kolorowych kwiatów.
Na teren wąwozu można wjechać samochodem, jednakże konieczne jest uiszczenie opłaty 5 RON (równowartość 5 zł). Jakież jest nasze zdumienie, kiedy wraz z paragonem, pan wręcza nam …. worek na śmieci (wór właściwie!). I faktem jest, że teren wąwozu jest czysty jak nigdzie indziej.
Tuż za wjazdem zaglądam do miejscowej kapliczki, do której trzeba wspiąć się stromymi schodkami. Na niektórych ze stopni widoczne są kartki z napisami, które być może oznaczają słowa modlitwy, dziękczynienia… Kapliczka ma swój klimat, bo umieszczona jest wewnątrz niedużej groty.
Kapliczka w Wąwozie Sohodolului 
Dalej jedziemy już do końca drogi asfaltowej. Tę część zamyka spora jaskinia, z wylotami po obu stronach. Wysoko w górze widać też charakterystyczną skałę z otworem, jakby wyciętym z szablonu. Do tego miejsca można dojść pieszo, my jednak jedziemy dalej.
Wąwóz Sohodolului 
W międzyczasie zmieniamy nieco koncepcję, planując krótki postój w Targu Jiu z myślą o obiedzie. Wykorzystuję to, aby zobaczyć najważniejsze atrakcje tego miasta.
Targu Jiu nie jest może perełką turystyczną, jednakże warto tu zajrzeć, by zobaczyć kompleks monumentalnych rzeźb plenerowych Constantina Brancusiego, zlokalizowanych w parku, tuż przy bulwarze imienia artysty. Przy wejściu stoi najsłynniejsza bodajże Brama Pocałunku (Poarta Sarutului), interpretująca łuk triumfalny. Choćbyśmy chcieli się symbolicznie pocałować do zdjęcia – bez szans - pełno spacerowiczów i turystów. Tuż obok za Bramą rozpoczyna się Aleja Krzeseł (Aleea Scaunelor), na której zostaję zrugana przez policjantkę, podczas próby odruchowego przycupnięcia na jednym z 30 kamiennych taboretów. Dopiero teraz zauważamy, że wszystkie rzeźby artysty są objęte monitoringiem, stojących tu na każdym kroku policjantów.
Aleją dochodzimy do okrągłego Stołu Milczenia (Masa Tacerii), otoczonego przez 12 kamiennych krzeseł w kształcie klepsydry.
Do wyszukanej w przewodniku restauracji, zmierzamy dalej wzdłuż rzeki Jiu. Okazuje się, że polecany lokal Gorjeanul nie prezentuje się najlepiej, więc na obiad siadamy w knajpce stojącej tuż obok. Nic się nie zmieniło, zamawiamy dania kuchni rumuńskiej, Piotrek tym razem prosi o pizzę.
Króciutko w Targu Jiu

nad rzeką Targu Jiu w mieście Targu Jiu
OBIAD! ;-)
Z Targu Jiu do Novaci jest około 45 km. Nad przybliżającym się pasmem gór Parang wiszą ciężkie chmury. Czyżby nocą miało padać?
Na miejscu, w pensjonacie, panowie oddają się swoim ulubionym czynnościom. Ja, korzystając z ostatnich minut późnego popołudniowego słońca, wsiadam w samochód i zjeżdżam około 9 km do wioski Cicadia, którą mijaliśmy jadąc do Novaci. Moją uwagę przykuły niespotykane nigdzie indziej studnie, usytuowane w małych drewnianych budkach, przypominających kapliczki. Wewnątrz klasyczne konstrukcje dźwigowe z wałem korbowym, obok wiadro do nabierania wody i obowiązkowy mały kubeczek ;-). To jednak nie wszystko... Ściany pokrywają malowidła o charakterze sakralnym, mniej lub bardziej spłowiałe. Przy jednej ze studni spotykam przemiłe staruszki, które przyszły właśnie aby nabrać wody. Rozmawiamy chwilkę w języku „esperanto”;-). Proponuję im wspólne zdjęcie. Cieszą się jak małe dziewczynki, widząc swoje twarze na ekranie aparatu.
W międzyczasie zatrzymuję się dosłownie na chwilkę przed miejscowym kościółkiem, zamkniętym, co prawda, na cztery spusty. Urzeka mnie jego wejście, w formie ganku osadzonego na kolumnach, pełne malowideł i zdobień. Szkoda, że tak mało czasu na zatrzymanie światła.
Niespotykane studnie... ot tak przy ulicy w wiosce Ciocadia tuż u podnóża gór Parang
miejscowy kościółek 


kolejna kapliczka i staruszki, które akurat przyszły po wodę


i kolejny, nieco może zwietrzały przykład studni...


Wracając, patrzę jeszcze na rozciągający się łańcuch Gór Parang, których wschodnia część jest groźnie zasnuta przez ciemne chmury. Pomiędzy nimi od czasu do czasu pojawiają się błyski nadciągającej burzy. Od zachodniej strony niebo jeszcze pogodne, skąpane w blasku zachodzącego słońca.
Tam już tylko góry i Transalpina


foto: Krzysiek, ja okazjonalnie ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz