Baraniec

Baraniec

niedziela, 3 września 2017

Rumunia 2017 - dzień X


Poranek jest pogodny, w jadalni przeznaczonej dla gości robimy śniadanie, kawę… Wyjeżdżając zostajemy jeszcze zatrzymani przez właściciela pensjonatu, który z domu przynosi nam… bochenek chleba i cztery bułki na drogę, życząc „drum bun”, czyli dobrej podróży - po prostu ;-). Pod tym względem Rumuni są niesamowici. 
W Novaci rozpoczyna się Transalpina, słynna droga 67C, poprowadzona przez góry Parang, zwana niegdyś przez pasterzy Diabelską Ścieżką. Jest to najwyżej położona trasa w Rumunii, wznosząca się na Przełęczy Urdele na wysokość 2145 m. n.p.m. Co ciekawe, przejazd ten dopiero od 2010 r., ma nawierzchnię asfaltową, dzięki czemu jest łatwiej dostępny dla turystów. Niestety nie można tędy przejechać zimą.
Podobnie jak i w przypadku trasy Transfogarskiej, nie ma tu wiele miejsc na zatrzymanie się, aby uchwycić piękny krajobraz. Część fotografii robi się więc zza szyby samochodu.
Droga od samego początku pnie się licznymi serpentynami, stromo w górę. W kilku miejscach postojowych rozstawione są stragany, na których można kupić lokalne sery, wędliny, biżuterię, czy niezbyt wyszukane pamiątki. Sprzeczne emocje wywołuje przejazd przez miejscowość Ranca, w której totalnie brak pomysłu na jakąś zwartą całość. Jak grzyby po deszczu powstają tu liczne pensjonaty czy hotele. Stąd bowiem startuje wiele szlaków turystycznych, ale można też tu przyjechać na narty.
Jadąc wciąż w górę, wydaje się, że to już prawie niebo, kiedy za zakrętem odsłania się kolejny etap podróży, wciąż wyżej i wyżej… Łatwo to sobie wyobrazić, próbując poprowadzić taką trasę, prawie 200 m nad wierzchołkiem Kasprowego Wierchu.
Transalpina jest też niezwykłym wyzwaniem dla rowerzystów, po drodze mijamy wielu takich śmiałków. Dodam, że w zeszłym roku i mój Pan Mąż osobiście ją pokonał ;-).
Transalpina - pierwszy postój na trasie 

coraz wyżej... pod nami Ranca, obok śmigają kolarze 

przed nami ostatnie łuki przed najwyższym punktem trasy
Przełęcz Urdele zaskakuje. To ogromna polana, w części zawłaszczona przez straganiarzy. Wystarczy jednak podejść kawałek, by znaleźć się choć na chwilę, sam na sam z pięknymi górami.
Podczas zjazdu zaskakują mnie rowerzyści, osiągający prędkości większe niż jadące samochody.  
Jakże odmienny jest charakter drogi po tej stronie gór. O ile południowe stoki, gładkimi grzbietami, nieco przypomniały połoniny bieszczadzkie, o tyle północna ekspozycja to lasy, lasy lasy… Po drodze mijamy też dwa jeziora.
Przełęcz Urdele - 1145 m n.p.m.

Przed nami długi zjazd i osobliwe obrazki ;-)
Całą trasę - około 130 km - pokonujemy z postojami w czasie prawie czterech godzin. Dłuższy odpoczynek planujemy w mieście Alba Julia. Jesteśmy już w Transylwanii.
Alba Julia jest miastem niezwykłym i dość specyficznym, bo zamiast typowej starówki z rynkiem, w centralnej części znajdziemy „drugie miasto”. Bogata historia sięga czasów rzymskich, jednak najlepsze lata świetności przypadają na XVI i XVII w. To zresztą okres bardzo mocny związany z Polską – z Izabelą Jagiellonką, która tu zmarła, czy ze Stefanem  Batorym i jego rodziną. W Alba Julia dokonano też w 1922 r. koronacji Ferdynanda I, jako króla zjednoczonej Rumunii. Główną atrakcją tego miasta jest Twierdza Alba Carolina – doskonały przykład sztuki fortyfikacyjnej. Twierdza zamknięta z wszystkich stron, stanowi z wszystkimi budynkami swoiste miasteczko – z wewnętrznym systemem uliczek, dziś pełnych zabytków, restauracji, kawiarni. Na jej teren można dostać się przechodząc przez reprezentacyjne bramy. W ostatnich latach Cytadela została gruntownie odrestaurowana. 
Alba Julia - rozpoczynamy spacer po Cytadeli
Niewątpliwie warto zajrzeć do katedry rzymskokatolickiej św. Michała, w której umieszczono sarkofagi należące do Izabeli Jagiellonki oraz jej syna Jana Zygmunta Zapolyi. W innej części znajdują się grobowce rodziny Hunyday, zdobione scenami wojennymi z czasów walk z imperium osmańskim. Katedra prezentuje typowo gotycki styl, onieśmielając swoim ogromem i ascetycznym wnętrzem. 
wnętrze Katedry św. Michała
Inne ciekawe miejsca to Sobór Koronacyjny, Pałac Książęcy, czy Muzeum Zjednoczenia. Spacer uliczkami Cytadeli, usianych odlanymi z brązu figurami, zarówno wojskowych jak i zwykłych ludzi, jest ogromną przyjemnością i warto tu spędzić przynajmniej kilka godzin. My niestety musimy jechać dalej, aby dotrzeć o przyzwoitej porze na nasze ostatnie miejsce noclegowe.

wschodnia brama wiodąca do Cytadeli i panorama na miasto





fontanna tuż obok zachodniej bramy wiodącej do Cytadeli
Z Alba Julia kierujemy się wiejski drogami do doliny Valisoary, dla której charakterystyczne są sterczące wysokie skały, tworzące rodzaj bramy. Stąd już zaledwie kilka kilometrów do Rimatei, w której gościliśmy rok temu. W gospodzie pod Szeklerską Skałą - tak jak poprzednio - zatrzymujemy się na obiad.
Wąwóz Valisoary, w prawym dolnym roku Szeklerska Skała 

przydrożny krzyż kamienny

ostatni, iście rumuński obiad w Rimatei

Rimatea
Jadąc dalej nie dziwi nas wcale, pędzone środkiem drogi, stado kóz.
kolejne już zderzenie z rumuńską rzeczywistością ;-)
Z Rimatei kierujemy się na Kluj Napoca. Omijamy jednak główne drogi, wybierając niezwykle malownicze tereny, ciągnące się od miejscowości Iara przez Liteni do Savadisla. Wszystko skąpane w ciepłym słońcu późnego popołudnia.
z drogi, równoległej do autostrady łączącej Turdę z Kluj Napoca

sielsko absolutnie...


Nasz ostatni nocleg, podczas tegorocznych wakacji w Rumunii, zaplanowaliśmy w miejscowości Nadaselu, omijając w ten sposób wielkomiejski charakter Kluj Napoca. Do pensjonatu docieramy niemalże przed zmrokiem.

ostatnie promienie słońca przed dojazdem do Nadaselu, gdzie spędzamy ostatnią noc w Rumunii


foto: Krzysiek, ja okazjonalnie ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz